Katedra Saint Nicolas.

urocze miejsce, naprawdę.

więc cisnął do gogolinka, a przez katedrę świętego nikolasa najkrócej + to urocze miejsce, naprawdę.

wzieła młotka! w ręke i poszła szukac bilarda i do gogolina! xp

- cześć żizel, po co ci ten młotek? - powiedziałem.!

xddd

siedział w katedrze, bo bawił się z kuzynem w chowanego. założył, że tu na pewno go nie znajdzie, cnie.

weszła do katedry, nie wiem może chciała wyznać swoje grzechy, albo po prostu pełną piersią odetchnąć świeżym powietrze, weszła siadając w ostatniej ławce.

a raczej zimnym,um. podszedł do niej i usiadł. - um. - zrobił z ust łodeczkę i podrapał się z tyłu głowy. - widziałaś jakiegoś dzieciaka przed katedrą? - spojrzał na nią, przewracając oczyma.

zlustrowała go wzrokiem, uśmiechając się przy tym kącikowo, podrapała się po łokciu, zastanawiała się, czy może nie pomyliła dzieciaka z ogrodowym krasnalem, a może to był cherubinek, pokręciła przecząco głową.
- chyba jednak nie, zgubiłeś dziecko - uśmiechnęła się marszcząc nos.

- nie. - pokręcił głową. pomyślał, że jak teraz powie jej dlaczego pytał o dziecko, to weźmie to za tani podryw, ale nie chciał kłamać, więc śmiejąc się powiedział, że bawi się z kuzynem w chowanego. um.

spojrzała na niego mrużąc oczy, podobało jej się jak się śmiał.
- rozumiem - rozbawiło ją to trochę, ale nie wypada śmiać się katedrze, więc próbowała się opanować, posłała w kierunki żimiego przyjazny uśmiech - czyli ukrywasz się przed kuzynem? - uniosła brwi, mówiła trochę z niedowierzeniem, ale tylko trochę.

- tak, właśnie. - pokiwał głową i spojrzał na nią, uśmiechajac się. on jakoś nie zwarzał na to, że jest w katedrze, w ogóle mało był religijny. - a ty przyszłaś się wyspowiadać? - spojrzał na nią, unosząc prawą brew i rozejrzał się po katedrze,w poszukiwaniu jakiegoś wielebnego, który mógł by jej w tym pomóc.

- ja, chyba zostałabym wypędzona, ewentualnie skazana na potępienie - wzruszyła ramionami żartując, po czym pokręciła głową - mieszkam w pobliżu, chciałam chociaż odpokutować coś swoją obecnością - miał seksowne usta to zauważyła.

on niczego nie zauważał, bo był zbyt zabawowy. - fajnie. - wyszczerzył się i podparł łokieć, na tej podpurce, tu sprzodu, no, a głowę na łokciu. wpatrywał się w nią z zacieszem.

spuściła głowę wpatrując się w czubki swoich balerinek, podrapała się prawym policzku, spoglądając na niego, jego brak zainteresowania zaczynał ją przytłaczać, więc kontemplowała kolorystykę swoich butów.
- w sumie - powiedziała lakonicznie.

zastygł z leksza, wpatrując się w nią, po czym uśmiechnął się. - masz ładne oczy. - mrugnął do niej i wstał. otwarł drzwi od katedry i wyjrzał przez nie, nie widząc żadnych dzieci, wrócił na uprzednie miejsce i usiadł twarzą w stronę ołtarza.

Wszedł do katedry i odnalazł Tju; przysiadł z drugiej jej strony w ławce.
- Wyrwiesz się? - wyszeptał patrząc na nią z uśmiechem.

przesunęła dłonią po swoim ramieniu, odgarniając włosy z ramienia - dzięki - uśmiechnęła się kącikowo - twoje też są całkiem fajne- wiedziała, ze on nie był typem mężczyzn, których bawiło stwierdzenie, że mają seksowne ramiona, i tak dalej. - widziałeś kuzyna? - ożywiła się trochę, spostrzegła Justina, nie zdążyła nic powiedzieć po już usiadł obok niej.
- yyy. to jest Żimii, a to jest ... Dżastin - podrapała się niezgrabnie po policzku.

- Hej. - odparł ze szczerym uśmiechem i z jeszcze milszym spojrzał na twarz Tju - To jak? - kiwnął brodą.

- nie. - pokręcił głową i zmierzył wzrokiem owego dżastina. - cześć. - rzucił tylko w jego stronę, kiwnąwszy głową, coś w deseń przywitania. wzruszył ramionami.

zmarszczyła brwi, złapała się za łokieć spoglądając na Żimiego.
- pomagam właśnie znaleźć dziecko Żimiego, znaczy mam na myśli jego kuzyna - poplątała się, uśmiechając się do obu mężczyzn.

- tak właśnie. - pokiwał głową, unosząc prawą brew. - tak, że sorri, ale my już znikamy, bo to jeszcze berbeć i szkoda by było gdyby się zgubił. - mrugnął do niego i podając rękę tju wstał.

- See you. - uśmiechnął się ładnie.

- pa - cmoknęła jego policzek, podając ponownie dłoń żimiemu, było jej cholernie przyjemnie, bo miał ciepłe dłonie, ale stała tak zastanawiając się gdzie ida.

Został sam jak idiota w tym kościele, a specjalnie wyszedł z domu. Wyszedł na zewnątrz, em..?

wyszli z katedry i puścił jej dłoń. chyba ruszyło go, że pocałowała policzek tamtego, ale przecież nawet dobrze się nie znali, więc nie wiem czemu,może mu się spodobała. u lala. ;x - więc skoro wydobyłem cię z tarapatów, możesz już podążyć we własnym kierunku, a ja pójdę szukać, nieszczęsnego kuzyna. - wzruszył ramionami i odwrócił się w geście pójścia szukać go, a gdzie to on sam nie wiedział. um.

umarłam! -.- sorri, ale ona wyszła z żimim. em.