giselle

biedny, czekał długo, aż mu otworzy. ;c

bo biegala po domu szukając koszulki czy czegoś, co mogła by na siebie zarzucic. - czesc logan. - wymruczała, otwierając drzwi

-cześć, giselle. - wszedł całkiem zgrabnie do środka. - co robiłaś?

- brałam kąpiel. - wymruczała, odrzuacając włosy do tyłu. - czemu chciałeś się spotkac? - pociągnęła go za rękę do salonu, mrucząc cos jeszcze o jasonie, proponującym jej seks bezobowiązań.

-seks bezzobowiązań jest głupi. - on był inny niż ta ruda, jego siostra. - i nie wiem, dlaczego. chyba tak, po prostu. - usiadł na sofce i patrzył się na nią spojrzeniem głodnego zwierzęcia. ;x - myślałem o tobie.

- wiem że jest, odrazu mu powiedziałam że nie. - wymruczała, drapiąc się po kolanie. - tak? - zarumieniła się, - i co wymyśliłeś?

-że byłaś najlepszą dziewczyną, z którą się w ogóle spotykałem. - założył ręce na karku. - jakbyś mogła, poproszę o coś zimnego do picia, giselle.

- jasne. - zamrugała ładnie, i pobiegła pośpiesznie do kuchni, po chwili wracając z sokiem malinowym dla logana, nawet odetchneła szybko i z uśmiechem wręczyła mu szklankę. - proszę.

-dzięki, kochanie. - uśmiechnął się do niej, jak dobry tata, kiedy dostanie laurkę na dzień ojca. upił łyczek soczku i poklepał kolanko swoje, coby to giselle miała sobie na nim usiąść.

a więc usiadła nawet obejmując logana za szyję, lewą ręką. - tęskniłam. - wymruczała dotykając palcem, loganowych ust.

-wiem, ja też. i dlatego tu jestem. - wyszczerzył się do niej, a po chwili już topił swoje największe oczekiwania w giselowych ustach.

przełozyła nogę, tak że siedziała na nim okrakiem, przygryzając dolną wargę co musiało napewno uroczo wyglądac. - nie podrywaj innych panienek, na wieczornych imprezach. - zakazała mu, machając mu palcem przed nosem.

-a kto powiedział, że podrywam? - przybrał najniewinniejszą minę na jaką było go stać! xd

- valeria? - powiedziała niepewnie, nie chciała sprzedwac koleżanki. - ale nie mów że ci mówiłam, proszę. - wymruczała błagalnym głosem, chwytając za loganowy kołnierzyk.

-głupia! sama pozdrywa wszystko co się rusza i co ma fiuta! - brzydził się rudą szmatą, jak miał w manierze nazywać swoją młodszą siostrę. - hm, znaczy to brednie. coś sobie ubzdurała. - wolał nie wspominać, że giselle poderwał właśnie po pijaku na jakiejś imprezie. xp

nie musiał wspominac, sama to doskonale pamiętała ale postanowiła przemilczec ów fakt. - to źle że tak ubliżał młodszej siostrze, ogólnie nie ma to jak rodzeństwo, wiem po sobie mnie brat też nazywa małą kurwą, życie. - a mi się podoba podejscie do życia, valerii. - zmarszczyła nos, odgarniając włosy z czoła logana.

-nie chce mi się o jej życiu, ani o niej, ani o tych chorych wizjach gadać. - wymruczał do jej lewego obojczyka, co go sobie ukochał przez te całe pół roku, jak się spotykali. ;x

przyszli więcaj, niewięcaj. stanął przed drzwiami, mając nadzieję, że zaprosi go do środka. uśmiechał się szeroko.

Stanęła pod drzwiami giselle i zapukała trzy razy, bo to fajniejsze niż dzwonek.

tak takie bardziej w fajnym stylu. otworzyła jej, ubuziając ją w obydwa policzki, nawet pociągneła ją za rekę do salonu. - nie zmokłaś? - po pewnie padało nie wiem, może giselle ma zwidy czy coś :d

Powiedzmy, że padało. - Nie, wzięłam parasol - zaprzeczyła wskazując na kolorową parasolkę, która była trochę przemoczona, bo w sumie tylko kropiło! Zdjęła w przedpokoju jakąś kurteczkę czy co tam miała, parasol powiesiła na wieszaku i weszła do salonu.

- a więc, co tam z pierrem? - uniosła pytająco brew siadając na sofie, ah i niech marsowa nie zwodzi jej zadnymi tekstami typu, nie wiem czy coś bo ona i tak swoje wie :d - oh! zapomniałam o danielsie. - zachichotała, i pobiegła do barku, w swoich pluszowych różowych kapciach!

a ona właśnie miała w planach zwodzenie! :d - z pierrem? a tak. Widziałam sie dzisiaj z nim nawet - powiedziała, dosyć głośno, tka żeby giselle usłyszała, gdziekolwiek poszła po tego danielsa, bo nie wiem czy barek był w salonie.

był, ale nie ważne. - i co? - zmarszczyła nos, stawiając ów alkohol na szklanym małym stoliczku, - wogóle to z kim idziesz na tą impreze marsielle, co? - spytała, siadając na swym miejscu, i obciągneła kródkie błękitno-szare jakies szory na kościste uda,.

- zastanawiałam się właśnie czy mam go zaprosić, czy poczekać aż sam to zrobi - powiedziała, przygładzając swoja spódniczkę. - jak myślisz? a jeśli już z kimś idzie? a może chce przyjść sam? a może wcale mnie nie lubi? - miała setki takich pytań, uwierz mi!