giselle

- zaproś go, napewno bardzo chętnie z tobą pójdzie, - wzruszyła ramionami, uśmiechając sie lewym kącikiem ust. - ja nie mam nawet kogo zaprosic, a co dopiero z kim pójsc, jak tak dalej pójdzie to zaproszę tiiu! - rozesmiała sie, przyglądając się nie kompletnej etykietne danielsa, - jak myślisz?

- ja myślę, że możesz zaprosić logana, albo matta - powiedziała po krótkiej chwili - chociaż tego drugiego nie, żozi by cię zabiła - uśmiechnęła się - albo dejmona zaproś, jest całkiem sympatyczny - dodała jeszcze, nadal myśląc czy to dobry pomysł by zaprosić pierra.

- dobra nie ważne. - zachichotała. - zapros lepiej tego pierra bo jakaś inna pacjentka ci go zwinie z przed nosa. - wyszczezyłą się, i nawet przed myśl przeszło jej czy by nie zaprosic właśnie matta, na złosc żozi, którą uwielbiała denerwowac, wkurwia, i wyprowadzac z równowagi. - chyba jednak zaproszę matta. - uśmiechnęła się cwaniacko.

- oj ty. kocham cię, wiesz? - zachichotała, to ta wredna część jej. Może nawet nie jakoś przesadnie wredna, odrobinkę tylko. Co nie zmienia faktu, że lubiła żozi. Lubiła jednak też skandale. - to ja może napiszę smsa pierrowi - zaczęła wyciągać powoli telefon z kopertówki.

- ta, tak napsisz napewno sie ucieszy! - aż klasneła w dłonie, oblizując wargi. - josephine się wścieknie. - zachichotała, wyobrażając sobie jej minę. - ale to chyba było by nie miłe, co? - pomyślała przez chwilę ze przecież kocha je wszystkie. i nie chce robic przykrosci żozi. ah, i jeszcze dodała że wie że ją kocha i ona ją rownież.

- no troszeczkę chyba tak. - przyznała rację żizel, bo wiedziała jakby się czuła żozi, w końcu sama żyje w napięciu nie wiedząc czy pierre z kimś idzie czy nie! A co będzie jak przyjdzie z tiiu? Zaczęła wiec pisać tego smsa.

tiuu ma tego greckiego boga czy kogoś tam xd
- dobra tam! nie ważne. - podrapała sie po konciku ust. - pójdę sama chyba, - wzruszyła ramionami bo jednak nie chciała robic tego żozi. ona sama nie była by zadowolona iż jakaś wywłoka idzie z jej ulubiencem.

- o boże, wyszłam na idiotkę - powiedziała odkładając telefon. - ostatnio często to robię. wychodzę na idiotkę znaczy. przy nim - wyjaśniła tak dla pewności, gdyby giselle nie wiedziała o co chodzi. - polej tego danielsa, proszę! - chyba musiała sie napić.

- jasne. - mrukneła, polewając owego. - nie martw się bedzie okej, napewno się zgodzi i będzie okej! matt pewnie zaprosił żozi, także nie bede robic z siebie zdesperowanej alkoholiczki. - uśmiechnęla sie do kieliszka, wypijając całą zawartosc :d

- o rany, zgodził się! - i to wcale nie zabrzmiało jak napalona nastoletnia fanka, która wybiera się na koncert swojego ulubionego zespołu. No może trochę. Aż musiała sie napić!

zachichotała, głupawo. - widzisz? a niemówiłam. - aż się wzdrygnęła bo poczuła się jak beznadziejna psychoterapeutka, po trzydziestce. - jutro sie zabawimy i to porządnie.

- tak, to będzie impreza lata - dodała jeszcze od siebie, bo tak czuła. - a skoro jesteśmy przy temacie imprezy to w co się ubierasz? - uniosła lekko brew, bo sama przeżywać pewnie będzie dylemat pod tym względem.

- idę nago. - wyszczerzyła się, choc wiedziała że mariselle ujmie to za żart. - fioletową jedwabną, zwiewną maksymalnie krótką sukienkę, a ty? - nie wspomniała o bikini, czy tam jakimś innym kostiumie który wsunie na swoje wychudzone ciało.

- też się wbijam w sukienkę i chyba to będzie czarna sukienka - powiedziała, bo uznała że czarny kolor będzie miło kontrastował z hawajskimi kwiatami. - no i oczywiscie jakieś bikini - dopowiedziała to, o czym giselle nie wspomniała.

- ciekawę w co się josephine ubiera. - prychnęła, bo w sumie nie wiem czemu ale postac owej anorektyczki z kompleksami, bardzo denerowała giselle, ale mimo wszystko przecie ją kochała, - no i tiiiu. - dodała już mniej ironicznie, i z uśmiechem na ustach, ja nie wiem co ona ma to żozi :c

Marseille chyba też nie wiedziała :c
- obstawiam, że też ubiorą sukienki. Chyba, ze wybiorą spódniczkę z trawy - uśmiechnęła się, ale tak naturalnie, bez żadnej ironii!

- tiuu cos wspominała o trawiastej spódniczce, ale wątpie by to było na serio. - zakryła usta ręka, i dolała im owego danielsa, nie żeby chciała sie upic, a może chciała?

- nie, raczej żartowała tylko - powiedziała, by po chwili napić sie dżaka. - swoja drogą to tju załatwi hawajskie wianki, czy każdy wg uznania przynosi sobie? - zapytała

nie pochwaliła się jej iż idzie z mattem, mars pewnie nie była by zadowolona ze wględu na josephine, także wolała o tym nie wspominac. - chyba załatwi nie wiem, a swoją droga z kim one idą wogóle. - chodziło jej ogólnie o ten no, tiuu i żozi.

- nie mam pojęcia! może tju idzie z tym malarzem? - powiedziała z wahaniem w głosie, bo niby coś im wczoraj o jakimś artyście wspominała, ale czy z nim pójdzie?

ona z apollem bodajże idzie ;x
- no nic. - uśmiechnęła się koncikowo, i pociągneła już z butelki męczyło ją to nalewanie co chwilę, oh.

wiem, ale mars o tym nie wie :d
- chyba powinnam przystopować z piciem. nie chcę jutro obudzić się skacowana, jeszcze przed imprezą - rzekła, odkładając pustą szklaneczkę. W tym momencie obiecała sobie, ze nic juz nie wypije.

- oh, i tu jestem od ciebie lepsza. - każdy wiedział iż giselle po każdej nawet ogromnej ilości alkoholu, nigdy nie ma kaca . włączyła jakąś zamulającą muzyczkę, bo we oczach mariselle widziała, że owa chce pozamulac. :c

nie wiem czy chciała pozamulać, ale mogła włączyć coś dołującego, ja właśnie słucham takie rzeczy :c - zawsze zazdrościłam ci mocnej głowy - rzekła, bo mars zawsze musiała sie kontrolować, bo gdyby piła bez ograniczeń zalała by sie w trupa.

- bywa. - zachichotała, już lekko wstawiona, - boże, jutro przelecę jakiegoś napalonego ratownika w seksownym wdzianku. - oblizała spierzchniete usta, przymróżajac oczy : x