przed posterunkiem.

nasz wspaniały i grzeczny żimi siedział na schodach przed posterunkiem z zakrwawioną wargą i klął w duchu.

przechodziła sobie całkowitym przypadkiem, chociaż z tego co mi wiadomo to nie, pewnie chciała popatrzeć na tych umundurowanych policjantów, szukała w kieszeniach zapalniczki, oprócz jakiś stu pięćdziesięciu dwóch kartek nie znalazła nic, odruchowo obróciła głowę w prawo, albo w lewo, nie jestem pewna nie orientuje się ostatnio w kierunkach, wydawało jej się, że dostrzegła żimiego, ale z początku podejrzewałą, że to jej wyobraźna, albo po prostu sama sobie to wmówiła, ale dyskretnie podeszła, spoglądając na jego twarz, usiadła gdzieś w pobliżu z niemrawą miną.
- cześć, do cholery co Ci się stało? - spojrzała na niego gładząc jego policzek dłonią, trochę się wystraszyła.

- nic specjalnego. - wzruszył ramionami. odwrócił głowę i wypluł ślinę, pełną krwi. - torebka, jakaś panna, te sprawy. - kolejny raz wzruszył ramionami. cholernie bolała go warga, po tym jak dostał z pięści, na której złodziej miał, no to takie, oja! zapomniałam! ;c takie wiesz, co mają i jak tym ci przypieprzą to masakra, no wiesz, no. ;c okej mniejsza. xd w każdym razie bolało i jeszcze żimi został wezwany, za pobicie! to jest skandal! uratował kasę jakieś panience i broniąc się, co było nie uniknione uderzył parę razy złodzieja. policja jest do dupy! ot co!

kastet? chodzi Ci o kastek? tak, matko mam gąbczak, zamiast mózgu, nie ważne.
- dżizys, nic? nic, że masz rozpieprzoną wargę - spojrzała na niego pytająco układając usta w podkówkę po to fajne jest, jaki hiroł z niego, jeszcze bardziej chciała go przytulić, ale wspominając Dżastina miała dość mężczyzn, o matko dość, chyba, że to był żimi, jego nie miała dość, ot, co. Spoglądała na niego bezmyślnie, zastanawiała się, czy nie pobił się z jakimś facetem jakieś panny z, którą się spotykał, ale odpędziła te myśli, położyła mu dłoń na ramieniu, nie nosiła w torebce lodu, a szkoda.

taktak, to był kastet! spojrzał na rękę, którą trzymała na jego ramieniu, a później na jej twarz. mrugnął do niej. chciał się, też uśmiechnąć, ale tylko syknął z bólu. przemknęła mu przez głowę, na dziewczyna, która dziękowała mu za uratowanie jej bezcennej torebki, jakaś różowa lala, których nie lubił i w ramach podziękowania, cmoknęła go w kącik ust, lekko ścierając krew z jego wargi. um. nie miał zamiaru mówić tego tju. ;c

spojrzała na niego uśmiechając się łagodnie, nie zdobyła się na nic więcej, o matko nie wiedziała co ma mówić, przeklęła w duchu, miała niewinną nadzieje, że to nie zazdrość, ona nigdy nie była zazdrosna, miętoliła w dłoni kawałek swojej chustki spoglądając na niego, miała nadzieje, że to nie jakaś długonoga, dobra ona też miała długie nogi, ale martwiła się.
- bardzo Cię boli - powiedziała delikatnie, spoglądając na niego, a potem na swoje paznokcie.

zapomniałam dodać, że stwierdził iż, to podziekowanie było bardzo orginalne i miłe. ;c - nie jest tak źle. - chciał powiedzieć, że bywało gorzej, ale ugryzł się w język, bo nie musiała wiedzieć, że jak chodził do liceum, to był w gangu. a to dlatego, że w końcu chciał się zmienić i wyróżnić, ale potem siedział w poprawczaku i mu przeszło, bo stracił przez to dziewczynę. przejechał dłonią po jej policzku. miał ochotę ją pocałować i zmyć, pocałunek tamtej, ale za bardzo bolało, warga się znaczy.

biedna t. jako totalna sierota emocjonalna, nie wiedziała co ma zrobić, ostatnio nic nie wiedziała, momentami zapominała, gdzie mieszka bo jej umysł zaprzątały inne sprawy, chciała powiedzieć żimiemu, że dżastin nie daje jej spokoju, ale nie wiedziała, jak, nie chciała, żeby źle o niej pomyślał, chyba by tego nie przeżyła, o nie nie przeżyłaby na pewno, nie mogła wytrzymać przejechała wargami po jego szyi, dość sprawnie się cofając, spoglądała na jego twarz.
przygryzła dolną wargę - nie wiem, może chodźmy do mnie, nie wiem zrobię Ci jakiś rumiankowo lodowy opatrunek, żal mi Cię - przesunęła dłonią po jego ramieniu.

- daj spokój to tylko warga. - zabolało, nie miał zamiaru się nad sobą użalać, a tym bardziej nie chciał, żeby ona to robiła. podrapał się po karku. miał już niezłą znieczulicę na krew, a na pewno, na tą która znajdowała się gdziekolwiek na jego ciele. nie takie rzeczy już przeżył, o czym też powiedział tju, wzruszywszy ramionami. - jestem już dużym chłopcem poradzę sobie. - wstał ze schodka i wyciągnął z kieszeni papierosy.

- więc o matko ja jako ta duża dziewczynka może sobię pójdę - przewróciła oczami, żadko się troszczyła o kogokolwiek, zazwyczaj była chłodna, co postanowiła nadal praktykować, przygryzła dolną wargę, wyciągając davidoffy z kieszeni, pośpiesznie zapaliła jednego zaciągając się dymem, zmrużyła oczy spoglądając na jego tyłek, uśmiechnęła się nikle oblizując wargi.
- dobrze, więc właściwie oprócz warg, masz jakieś uszkodzenia? - uniosła pytająco brwi, po czym wyciągnęła z torby jakiś kawałek papieru - do dla Ciebie, bilet, jeśli nie chcesz przyjść, powiedz, dam go komuś innemu -wzruszyła ramionami, może dałaby go Ivanowi, mimo, że w myślach nazywała go dziwkarzem, jego obecność nie była, aż tak denerwująca.

delikatnie zaciągnął się dymem, prawo kącikowo, bo lewy kącik miał niemiły. ;c odwrócił się do niej twarzą, wypuszczając dym gdzieś tam. - przyjdę. - wziął od niej bilet i chyba nawet mrugnął. - jak ostatnie spotkanie z dżastinem? - spojrzał na nią unosząc lewą brew. - znajoma mówiła, że ten dziwkaż miał jakąś panienkę, kolejny raz, po tym jak dziwnie szybko ode mnie wyszłaś i opis, jakoś łudząco pasował mi do ciebie. - przewrócił lekceważąco oczyma i zaciągnął się dymem.

Musnęła jego dłoń swoją ręką podając mu bilet, uśmiechając się kącikowo z satysfakcją, cieszyła, się, że przyjdzie on, a nie na przykład Ivan, który pewnie teraz puszczał się z jakąś naiwną, bądź też mniej naiwną niż jej się zdawało, chociaż zachowała to dla siebie. Spojrzała na przejrzyste niebo, błądziła oczami po posterunku zatrzymała wzrok na jakimś uśmiechającym się policjancie, zrobiło jej się słabo ot tak, nie powiedziała dlaczego.
- Ostatni - podrapała się po policzku, miała ochotę jak w tych wszystkich romantycznych filmach dramatycznie spoliczkować go i odejść odwracając się na pięcie, ale nie była jakąś tam głupią gąską, więc roześmiała się - błagał mnie, żebym się z nim spotkałam, twierdził, że tęskni, dżizys za mną, więc poszłam do niego -lekceważąco prychnęła spoglądając na swoje buty. Odgarnęła włosy, może gdyby żimi tak bardzo jej się nie podobał, wspomniałaby o tym, że przespała się z prawie całą drużyną koszykarską swoje dawnej szkoły, aby urzeczywistnić, że o litości dżastin nie był w jej typie, ej, ale nie puszczała się w każdym razie. Wzruszyła ramionami - no to jaki był ten opis? - uniosła brwi, nie tłumaczyła się specjalnie, a wpatrywała się w jego twarz, nie liczyła na to ,że zapyta, nawet jej to odpowiadało, bo zazwyczaj mężczyźni, ale Ci inni od Żimiego nie pytali, ale darowała mu tego, że wcale z nim nie spała i dobrze, wie, że bajeruje, tak jak ona bajerowała tych biednych niewinnych chłopców, których rozprawiczyła po kolei. Miło wspomina sidney'a, który był fanem star wars, chociaż jej egoistyczna natura zmuszała ją do myślenia, że robi mu przysługę, sidney był dla niej kimś więcej, ale nie kimś istotnym, więc odeszła, pozostawiając po sobie o jak konwencjonalnie ślad szminki na lustrze i jakieś głupi liścik, że 'było miło'. Wiedziała, że nie postąpiła zgodnie z zasadą, ej fer plej, ale kto nią postępuje, wpatrywała się w żimiego. Przeraził ją fakt, że jakaś lepsza strona jej natury, o ile istniała tęskni za żimim.

żimi nie był prawiczkiem! to tak, żebyś wiedziała, cnie. ;x - opis był, - zmierzył ją widocznie wzrokiem i uśmiechnął się prawo kącikowo, bo lewo raczej, by nie dał rady. um. - idealny. - uniósł lewą brew i zaciągnął się papierosem, po czym nachylił się nad tju i wypuścił go prosto w jej twarz. wiedział, że pomyśli, że on teraz myśli o seksie z nią, ale nie myślał o tym. bum, cyk, cyk, zuły żimi, wprowadzać tak w błąd zułą tju! - a co do dżastina, to mam nadzieję, że było miło. - mrugnął do niej, po czym ponownie zaciągnął się dymem. nienie, on nie był zazdrosny, przecież, nawet nie byli ze sobą i spotkali się zaledwie dwa razy. przewracał w palcach bilet, który mu dała. właściwie, właśnie teraz, zaczął myśleć o swojej wardze, która okropnie zaczęła go piec i był pewien, że to na pewno, przez dym tytoniowy, a nie o tym, czy tju go spoliczkuje i pójdzie sobie.

biedna zua tju, nie będzie mogła go rozprawiczyć, przykre ;c.
raczej dmuchanie dymem w twarz, nie kojarzyło jej się z seksem, ale mogło, chociaż ona w tym momencie myślała o dotyku dżastina, a właściwie jej ciałem szarpnęły mdłości, wygładziła żołty płaszczyk spoglądając na żimiego, przystępowałą z nogi na nogę, Przejechała dłonią po jego zdrowej części wargi, po czym odwróciła się, wzruszyła ramionami nic nie odpowiadając, uśmiechnęła się tylko na słowo idealny, ale raczej niedostrzegalnie.
w woli ścisłości nie dwa, a trzy razy.

mogła krzyczeć, że się tu spotkają, i że chce go rozdziewiczyć, to nie przeleciał, by całej drużyny czirliderek,cnie. - więc, chyba czas zakończyć tą farsę, bo zakładam, że jest ode mnie dużo lepszy. - roześmiał się ironicznie, po czym pocałował tju w kark. odwrócił się i miał iść, kiedy jakiś policjant go zatrzymał. stał z uniesioną brwią przez chwilę, po czym zmierzył go wzrokiem. miał ochotę obłożyć go paroma boksami i sobie iść, ale odetchnął ciężko i skrzyżował ręce na torsie, po czym przytakiwał policjantowi. odwrócił się i przechodząc koło tju, uśmiechnął się prawo kącikowo i chyba przystanął na chwilę.

spojrzała poirytowana, dobra przyznam się, miała ochotę zacząć tupać i okładać go pięściami, ale wyrosła z tego, uśmiechnęła się promiennie do policjanta oblizując wargi, po czym znowu spochmurniała, ej serio mundury ją pociągały bardziej niż policjanci.
- dużo lepszy w czym? - uniosła pytająco brwi, zapalając kolejnego papierosa.

- nie sądzisz, że we wszystkim? - spojrzał na nią unosząc lewą brew, a później na bilet, który znowu zaczął przewracać w palcach. schował ręce do kieszeni i wzruszył ramionami.

- o czym ty pierdolisz? - zwrot zabrzmiał całkiem spokojnie, wciągnęła nikotynowy dym mrużąc oczy, wsunęła dłoń do kieszeni, stawiając uprzednio kołnierz płaszcz, bo zimno było.
- faceci - przewróciła oczami, zdeptując papierosa- źle to ujełam, co miałeś na myśli?

dosunął zamek swojej bluzy. - właściwie nic konkretnego - wzruszył ramionami i odwrócił się, zaczął iść przed siebie. wyciągnął papierosy z kieszeni i zapalił.

złapała go gwałtownie za ramię.
- w co ty pogrywasz? - skrzyżowała dłonie spoglądając na niego.- możesz powiedzieć mi jak mężczyzna co miałeś na myśli - spuściła dłonie luźno wzdłuż ciała.
- dzięki, że chciałeś mnie tu zostawić - stwierdziła lekceważąco.

- nie, bo jestem ciotą, który gania za złodziejami i nie ma zamiaru cię przelecieć, bo nie jest swoim bratem, który zalicza każdą jaką spotka! - wyrzucił papierosa i zdeptał go tenisówkiem. wsadził ręce do kieszeni spodni, patrząc na nią, z uniesioną lewą brwią. - a co do zostawienia cię, to wybacz, ale nie krzyczałaś, żebym cię zaniósł do domu, na rękach. - wzruszył ramionami.

skoncentrowałą się na swoich butach w nadzieji, że ją uspokoją choć odrobinę, czuła się jakby mówiła do statuy wolności, ej, dobra ona może by ją zrozumiała.
- o czym ty mówisz w ogóle? - potarła słowej ręce, spoglądając na niego trochę zamglonym wzrokiem.
- bierzesz mnie za jakąś głupią panienkę, o co Ci chodzi z dżastinem, nie rozumiem tego - zapaliła kolejnego papierosa w nadzieji - mam coś wspólnego z twoim bratem - powiedziała ironicznie, dobra, wcale tak do końca nie było.

roześmiał się ironicznie. - nie wiem, nie pytam go z kim sypia. - wzruszył ramionami. powiedział, to z cholernie irytującym spokojem. - o nic, nie chodzi mi z dżastinem, tylko zastanawiam się, czy na prawdę taka jesteś, żeby się z nim przespać. - wzruszył ramionami. nadal miał ręce wsadzone, do kieszeń swych spodni. czekał, ze spokojem, aż uderzy go w twarz.

spojrzała na niego, a kącik jej ust drżał, na tyle, że było to niedostrzegalne, swoim chudym tyłkiem oparła się o jakieś drzewo spoglądając przed siebie;
- nie o to mi chodziło, mam na myśli twojego brata, a raczej fakt, że jesteśmy podobni - podrapała się po głowie, mówiąc to trochę kpiąco, ale na tyle by go nie urazić, załóżmy.
- taka, czyli jaka? - spojrzała na niego, przygryzając dolną wargę, zmierzwiła jego włosy zaczepiając wzrok na jego twarzy.

- o. - przewrócił oczyma, na fakt, że są podobni do siebie, to znaczy tju i tim, brat żimiego. - dobrze wiesz tju. - wypluł ślinę gdzieś w bok, co nie było raczej kulturalne i odpowiednie do tej sytuacji, ale krew znowu zaczęła lecieć z jego wargi, kiedy ją wykrzywił.