plac zabaw

dobra więce gram tu ;o
przekładała nerwowo nogę na nogę, czy tam noge z nogi, nie wiem nie ważne. myślę ze wiecie o co chodzi i jesteście w stanie sobie to wyobraźić. - słyszałyście, o tym kolesiu z cudowną spermą? - zacmokała w powietrzu, sama nie skusiła by się sprawdzić czy owa sperma rzeczywiście jest cudowna, ale przecież posłuchać można, tódzież pomyśleć, oh.

Przyszła akurat, żeby pohuśtać się na jedenej z huśtawek, bo czasami po prostu potrzebuje dziecinnych odruchów. Uśmiechnęła się na widok dziewcząt, bo się znały, prawda? powiedzcie, że tak. Znały sie pewnie ze szkoły, o. - czeeść - powiedziała, po czym cmoknęła każdą w policzek na powitanie.

-rzucę, ale pewnie wrócę po kilku dniach . Za łatwo się denerwuję .A papieros nie wiem dlaczego, ale potrafi mnie odstresować . - sięgnęła do kieszeni swoich spodni czując że nie posiada w nich , nic słodkiego . westchnęła głęboko i spojrzała w kierunku tiiu.-um. nie - no cóż, ostatnio całe wieki słuchała paplaniny starych dziadków i babciów , co w zasadzie zajęło jej cały mózg .-witaj mars!

- cześć marseille, - uśmiechneła się ochoczo na jej widok, bo w sumie niechaj sie przyjaźnią czy coś! bo ma żizel nie ma przyjaciółki, od serca, okej? - gdzie żeś była jak cię nie było, co? - poklepała miejsce obok siebie, dając jej znak tym samym że musi jej wszystko opowiedzieć co i jak gdzie i z kim!

- o, ja też rzucam palenie żozi - rzekła, wyciągając camela, swoją drogą ukradzionego ojcu - to ostatni, mhm - dziwnym trafem powtarzała to sobie od tygodnia. - co słychać? - zapytała, chyba raczej do ogółu, a nie konkretnie do którejś, siadając koło żizel. - ja włóczyłam sie tu i tam - machnęła ręką, bo ostatnio nie miała czasu, to przez rozwód rodziców.

włożyła splecione dłonie między nogi . Nie odpowiedziała na pytanie mars, bo nie miała o czym opowiadać . zerknęła w kierunku piaskownicy , gdzie owi alkoholicy stali z wystawionymi jęzorami gapiąc się w ich kierunku . Josefine odwróciła wzrok kierując go na giselle.- co z tą spermą ? - chodziło jej oczywiście o tego faceta , który podobno posiadał cudowną spermę.

założmy, że trochę się zamyśliła, jako, że tak się złożyło podparła swoją głowę na dłoni.
- ja też próbuję nie palić, choć ściemniam samą siebię, że palę okazyjnie - pokręciła głową, typowe wytłumaczenie, ale jakież realistyczne, w każdym razie zaczęła sobie machać nóżkami skupiając uwagę na czubkach bucików.
- dobrze, że się nie zgubiłaś gdzieś - uśmiechnęła się nieznacznie, wyrzucając kubek do kosza, prawie jak koszykarz, chociaż kubek nie zaczął lewitować po ściankach pojemnika. szkoda.
- no właśnie skoro już zaczęłaś to opowiedź - wystawiła jej język, słuchając zapewne ciekawej opowieści.

- ależ nie ma co opowiadać - uśmiechnęła się do tju. - jaka sperma? - zainteresowała się, bo to pewnie ciekawsze niż wysłuchiwanie i opowiadanie tego co robiło sie przez ostatnich kilka dni.

- giselle wspominała o jakimś kolesiu z cudowną spermą ... - poprawiła tyłek na owej hustawce bo miała wrażenie jakby coś wrzynało jej się w pośladek.

- nie wiem, logan mi coś opowiadał, o kolesiu z cudowna spermą, nawet zabronił mi się do niego zbliżać. - wzruszyła ramionami, wypychając lewy policzek językiem. - tak szczerze, to nawet nie przyszło by mi do głowy, spać z jakimś oszustem, - westchneła, od zawsze wiedziała że oddawać się bedzie tylko wybranym kolesiom, tak.

- ale dlaczego cudowna, co? - zapytała, bo niby czym miała sie różnić cudowna sperma od zwykłej. Ojej. Chyba ja to zaintrygowało nawet!

miała na prawdę ambitny plan, a ja zgniotłam komara. przeżywam!
- a on skąd to wie? - zmarszczyła brwi rozbawiona, ale właściwie skoncentrowała się na swoich paznokciach, które pomalowała na czerwono, a więc fajne były.
- może z własnego doświadczenia - wzruszyła ramionami, słyszałą wiele plotek, chociaż w każdej, no może nie dokońca było ziarnko? tak ziarnko prawdy.

- ponoć, ... - wyjęczała, gładząc swój pomalowany na czerwono paznokieć. - ponoć, no wiecie ulecza i wogóle, takie tam kłamliwe brednie. - skrzywiła się, nie lubiała gdy faceci, oszukują kobiety. - to takie troche chore, ale logan się przejął. - zachichotała, pytając jednocześnie o partnerów życiowych dziewczyn, owych.
- logan? nie wiem skąd to wie, jest naczelnym szkolnej gazetki, więc wie wszystko. - mrukneła.

podrapała się po obgryzionej przez komary ręce i spojrzała w kierunku księżyca. -cudowna sperma... - powtórzyła, dla niej to było śmieszne , dlatego też nie wypowiadała się więcej na ten temat .a na pytanie giselle nie odpowiedziała.

- partner życiowy, mój? - zachichotała, drapiąc się po głowie. - wiecie, że u mnie o stałość kiepsko - wydęła usta w dzióbek, zakręcając kosmyk włosów wokół palca wskazującego.

- to tak jak u mnie - zauważyła. - od kiedy przyjechałam z paryża postanowiłam sobie że nie będę bawić się w związki na jedną noc - powiedziała lekko sie huśtając. - pozatym, mężczyźni mnie denerwują.

- partner pytasz? nie mam - zmarszczyła brwi masując sobie prawą skroń, ale po chwili roześmiała się. - ja poznałam w katedrze zresztą, studenta malarstwa - uśmiechnęła się nieznacznie, odgarniając z ramienia włosy.
- jest w porządku, chociaż zaskakuje mnie swoimi zmianami nastroju, jest kapryśny, prawie jak ja.

- co ty piepszysz za głupoty. - zdenerowawała się, zakłądając kosmyk włosów za ucho, a żeby podkreślić jej zażenowanie założyła jeszczę nogę na nogę. - z facetami jest tak jak z nami, z nimi źle, a bez nich jeszcze gorzej. - wyszczerzyła się dumna iż powiedziała coś mondrego, tym samym dogryzajac zakompleksionej żosefine. - ale żozi, nie przejmuj się bedzie lepiej, może cie denerwują bo są za głupi? albo nie dorozwinięci, no chyba że pomyliłaś faceta z szympansem bo też jest taka możliwość. - wyliczała na palcach, głupie owagi nie mające nic wspólnego z sytacją.

- nie angażuj sięę tylko, malarze potrafią być bardzo zdradliwi . - przygryzła dolną wargę przypominając sobie tych wszystkich malarzy z którymi była , i te ich nagie modelki w jej łóżku które niby pozowały . tylko szkoda że też z nim. -może ci wszyscy to szympansy- wzruszyła ramionami patrząc na giselle .

- zmiany nastroju to ja miewam, zresztą przyzwyczaiłyście sie już do tego - uśmiechnęła się - swoja drogą wolę świat z facetami dupkami, niż żeby ich w ogóle nie było. to by było straszne! - prawie podskoczyła jak sobie to uświadomiła - nie byłoby przystojnych ogrodników i barmanów, na matematyce trzeba by było się skupiać na nauce, a nie na tyłku profesora, swoja drogą zgrabnym i z kim byśmy imprezowały? a seks? - zaczęła wyliczać na palcach. - bez facetów nie ma po co żyć, chyba. -westchnęła.

- nie prawda, malarze są uroczy, byłam kiedyś z malarzem był bardzo czuły i romantyczny, prawdziwy paryżanin, ale no cóż życie nie jest usłane różami. - westchneła, drapiąc się po kolanie, przy okazji patrząc na małe stateczki na marynarskiej sukience. - więc żozi, nie daj się oszołomić, nie każdy facet jest zły, napewno gdzieś tam jest facet dla ciebie. - przygryzła palec, uśmiechając sie cnotliwie, bo w sumie widziała zozi, z przystojnym footballistą od nich ze szkoły. znaczy że niby wyobraziła sobie ich razem.

- chyba, że szympansy przechadzają się wolno po ulicy - splotła dłonie opierając je gdzieś w okolicach brzucha, rozhuśtała się nieznacznie mając nadzieje, że nie spadnie, bo huśtwaki takie zdradliwe są.
- pewnie są niedorozwinięci, ewentualnie podsuwaj im testy na inteligencje pod nos - pokiwała głową z przekonaniem.
- ej, ja nie wiem co o nim myśleć - podrapała się po policzku, kopiąc jakiś kanciasty kamień, a może to nie był kamień.
- nie angażuje się, chociaż spierdolił to, że przypadkiem znalazłam esemesa od jego znajomego - wzruszyła ramionami.
- wydaje się w porządku, ale bez facetów było by cholernie nudno - pokiwała głową.

- no tak, co byśmy zrobiły bez tych facetów ! - jęknęła i dostała chcicy na papierosa którego niestety w zasięgu ręki nie miała .- może kiedyś, z resztą przez wasze gadanie , znowu zmienię się w sukę- miała na myśli to że próbowała się odzwyczaić od lądowania z facetami w łóżku po krótkiej znajomości , a potem znikać bez słowa.ale z trudem jej to szło . to tak jak papierosy .

Marseille miała papierosy, ona zawsze ma. Zaciągnęła się powoli camelem, równie powoli wypuszczając szary dymek. - marzy mi sie jakaś balanga, taka prawdziwa jak kiedyś były organizowane - uśmiechnęła się pod nosem, chyba dawno nie imprezowała tak porządnie.

- bycie suką jest fajne, zawsze chciałam nią być! - zmierzyła wzrokiem, żozi, znała ją tak bardzo że doskonale wiedziała że chodzi o papierosa, niestety albo i stety! żizel nie pali, chce mieć zdrowe płuca, okej. - ojciec zawsze kontrolował moje powroty do domu, oceny w szkole, więc musiałam być przykładna. - zupełnie jak z tego filmu z britnej, bo w sumie żizel też uciekłą od ojca z monte carlo, tfu! co ja gadam z paryża bo się przenieśli. - w gruncie rzeczy, faceci są nam potrzebni bardziej niż co kolwiek innego, - stwierdziła całkiem logicznie myśląc.
- balanga? oh, na ekskluzywnym jachcie, taty tiiuu! to by była impreza, właście twój tata wciąż ma ów jacht?