pokład.

spostrzegł valerie, tak kojarzył ją z korytarza szkolnego, tudzież innego miejsca w szkole, pewnie zamienił z nią kilka zdań kiedyś, a może wcale nie, uśmiechnął się do niej, szukając po kieszeniach papierosów, które przed ułamkiem sekundy tam były.

uśmiechnął się kącikowo, niegrzecznie olewają kelnerkę, a właściwie to ona mogła go oblać, lub przyjebać mu tą tacą z kieliszkami, ale on wzruszył ramionami na samą myśl o tym.
- czy ja się nudzę, niekoniecznie, przed chwilą usłyszałem szczegółowy reportaż z poprzedniej imprezy z okazji 80 urodzin dziadka Jay-Z, a ty? - uniósł brwi, wypijając łyk drinka.
- ładnie wyglądasz, ej serio - pokiwał głową by ją przekonać, oblizał wargi spoglądając na nią, a raczej czekając na jej odpowiedź.

przestąpiła z nogi na nogę. była zbyt leniwa na odwzajemnienie uśmiechu, aczkolwiek napiła się szampana. uniosła brew i jakby jej lewy kącik drgnął. jakby coś od środka błagało damona o podejście. valeria go nie kojarzyła, ale i tak wydał jej się odpowiednim kandydatem na tą imprezę. przyszła sama, bo franz boi się pływania, ot.

Zauważył valerię, którą też pewnie znał, zmierzył ją tylko wzrokiem, bo pewnie dawno sie nie widzieli, po czym podniósł zgrabny tyłeczek i poszedł do baru zamówić sobie tequilę. Usiadł właśnie przy owym barze, akurat zajmując miejsce takie, że znajdował się vis a vis josefine, chociaz ta siedziała kilkanaście metrów dalej! Postanowił chyba pić w samotności, ukradkiem spoglądając na nią i ochrzaniał sie pewnie w duchu też. Wstyd sie przyznać, ale chyba sam miał się za dupka, ale próbował się tlumaczyć przed samym sobą.

ziewnęła bo to milczenie z jej strony ją mordowało . spojrzała na rażące światło księżyca i na kilka pierwszych gwiazd w okół niego.zastanawiała się z kim pogadać, skoro każdy otaczał się innymi.

-wiem! -uniósł palec wskazujący na znak że ma jakiś pomysł, nie wiem czy wiesz o co chodzi , bo może tylko u mnie się tak robi .- wskoczmy do wody i pływajmy wszyscy nago !- uśmiechnął się śmiesznie czekając na reakcje tiiu.

wysunał z kieszeni paczkę papierosów, może było to czerwone malboro, w każdym razie zaciągnął się nikotynowym dymem, mając nadzieje, że nikt nie poprosi go o papierosa, oparł się o barierkę, czy tam jak to się nazywa, spoglądając w wodę.
- przyszłaś sama? - uniósł pytająco brwi zerkając na nią, a raczej wyjątkowo na jej twarz.
- zrobiło się nudno - mruknął.

a ta brzydka, gruba, kelnereczka posłała gisellowej nie miłe spojrzenie, ogólnie wiesz co? znów nie fajna sytuacja z kelnerkami, lecącymi nie miłośiernie na kenza, mru.
- chyba raczej się nie nudzisz jednak. - wymruczała zaciskając wargi.... przechylając głowę w stronę owej panni usługującej mu, i całej reszcie, opierdając lewe ucho na ramieniu, co wyglądało dosc uroczo.
a co do komplementu, czy też nie ładnie mu podziękowała, zginając lekko kolana , z uroczym kącikowym uśmiechem. - mam zamiar się upic. - zwierzyła mu się, zamawiając kolejnego drinka..

ujęła jego dłoń opuszczając ją, spojrzała na niego rozbawiona jego pomysłem, po czym podrapała się po prawym policzku.
- to nie jest zły pomysł, ale jesteś przekonany, że wszyscy przyjmą go z takim samym entuzjazmem - spojrzała na niego rozglądając się.
- parkiet jest pusty - zawinęła kosmyk włosów na palec, spuszczając wzrok na ziemię.

oblizała swoje pełne usta. - mi jest nudno od samego początku. - wymamrotała zabierając mu papierosa. - dzięki. - szepnęła zaciągając się owym. wypuściła dym z płuc i znowu pozwoliła sobie na spojrzenie w stronę damona. - poza tym, owszem, sama. jak taki pieprzony kołek. - ścisnęła bardziej kieliszek i zamknęła oczy, po czym szybko je otworzyła. - cholerne imprezy. ale wiesz, co? jedną fajną rzeczną na tej jest alkohol. wyborny! - bo w istocie, ani muzyka, ani nic innego jej się nie podobało. tylko alkohol.

nie była, aż tak brzydka i aż tak grubiutka, ale nie grzeszyła urodą, kenzo uśmiechnął się do niej mając nadzieje, że nie zemdleje, miał nadzieje, że sobie już pójdzie.
- nudzę się - bąknął, przewracając owczyma, splótł dłonie spoglądając na żizel.
- to dobrze, bo ja też nie - miał nadzieje, że żizel zaproponuje by się stąd zmyli, a raczej wyemigrowali na inną część statku, by mógł wreszcie zrzucić z siebie jarzmo wzroku kelnerki.

Zauważył, że josefine siedzi sama, więc wział swoją tequilę i ruszył do niej. - widzę, ze nie tylko ja zostałem sam. Gdzie damon? - zapytał siadając obok, majac nadzieję, że ten pan na d. poszedł i juz nie wróci.

- alkochol faktycznie jest w porządku, a szczególnie ten kenzowy burbon - pokiwał z przekonaniem głową, bo tak też było, włożył sobie do ust papierosa ujmując go w dwa palce, po czym wypuścił dym gdzieś przed siebie.
- zdaje sobie sprawę, więc przychodzisz tu dla alkocholu? - zmierzył ją wzrokiem, uśmiechając się kącikowo.

- chocmy stąd! ta pani się na ciebie dwuznacznie patrzy, kochanie. - wymruczała, przygryzajac dolną wargę, ujmując dłon kenza, i poszli na jakąś inną czesc jachtu, nawet możesz wybrac gdzie, i zacząc. :3

-ochhh, ależ skąd. przyszłam tu, bo mam dość siedzenia w domu i oczekiwania na próżnych kochanków. miałam nadzieję na miłą zabawę. ale jak zwykle jest... ach, zostawię to bez komentarza. - wychyliła się nieco mrużąc oczy. - a ty? po co tu przyszedłeś? jesteś sam? - rozejrzała się pospiesznie. jeszcze tego brakowało, żeby została podrapana przez zazdrosną dziewczynę damona!

- tylko na nich spójrz, widać że to stado dzikusów! - powiedział i spojrzał na wszystkich - no może nie wszyscy , ale np. valeria ! - ścisnął lekko jej dłoń i zeszedł z barierki- chodź, powiesz im , albo niech zaproponują coś innego - powiedział i pociągnął na parkiet, bo to w sumie był środek wszystkiego chyba.

- apollo ty jesteś lepszym mówcą od mnie i masz fajniejszą fryzurę - wystawiła mu język, niekoniecznie zgadzało się to z prawdą, ale nie miała zamiaru wygłaszać gęstej przemowy, na którą koncepcji nie miała.

wynurzyła nos ze swojego drinka i spojrzała tym razem nie obojętnie na mefju. - tam - wskzała tam gdzieś, ale nie w niebo czy na podłogę, ale tam gdzi był własnie damon. - nudzę się - jęknęła .

Tak więc wrócili tu, ale marseille trochę się rozczarowała, bo myślała że tu sie lepiej bawią. - ale tu drętwo? - westchnęła, zastanawiając się czy drętwo to dobre określenie. Nie to, że nikt się nie bawił, po prostu ludzie potworzyli zwarte praktycznie dwuosobowe grupki, a reszta tańczyła na poboczu gdzieś, albo zabarykadowała sie w toalecie, w wiadomych celach i nie chodzi mi tu o fizjologię.

pokręcił właściwie głową, choć wszystko złożyło się, że była prawdopodobnie tak jakby przyszedł sam, bo żozi nie miała najlepszego humoru,a źródła tego nie trudno było odnaleźć, między nami, źródło kojarzy mi się z czarodziejkami, sprany mózg =p
- jestem z żozefine, ale ona najwyraźniej ma już towarzystwo, w sumie tak wyszło, bo niespecjalnie miałem kogo zaprosić - przewrócił oczami, na myśl o tych wszystkich, których po prostu nie chciał zapraszać.

jak wiadomo powszechnie, na imprezach zawsze znajdzie się grupka oszołomów, zaspokajających się w toalecie, czy też w łóżku, gorzej jest jesli ta impreza jest w domu, i koledzy baraszkują w łóżku twoich rodziców, miałam taką sytuacje, niestety.
- strasznie, a gdzie dziewczeta? - znaczy chodziło mu o żozi, żizel, i tiiu, bo w sumie nie widział ich.

wzruszył ramionami i chciał popukać widelcem w kieliszek,ale uznał to za staromodne więc zagwizdał. - słuchajcie, widać że trzeba coś zrobić więc może , idziemy się kąpać nago, co wy na to ? -zapytał, i mówił tak głośno że wszyscy usyszeli. -albo zaproponujcie coś innego.

-ochh! - udało się jej wydusić. zerknęła w stronę josefine. właściwie uśmiechnęła się pod nosem. nie wiem dlaczego, może czuła się od niej ładniejsza, może wydała się jej sympatyczna, a może ze startu valeria ją znienawidziła. nie wiem, bo trudno ją ogółem odgadnąć. potem zwierzyła się damonowi, że ma ochotę na seks. ;x takie wiecznie niezaspokojone dziewczę.

- skoro się nudzisz, to pozwól mi tobie potowarzyszyć - powiedział, rozkładając sie na leżaku. - tylko najpierw wyjaśnij mi czemu taka jesteś? - chodziło mu o to, czemu taka jest w stosunku do niego, nie wiem, oschła, czy coś. No i trzyma go na dystans, a on biedny nie wie o co chodzi, bo w końcu niby dowiedział się, że nie jejt jej obojętny, ale o tym nikomu nie mów!

- nie wiem, nie widzę ich - powiedziała, ciągnąc pierra w kierunku baru, bo aż musiała sie napić!